niedziela, 21 kwietnia 2013

Pięć



                Ceremonia Przydziału tym razem minęła bez większych zamieszeń. Oprócz tego, że dziewczynę cały czas lustrował wzrokiem Mistrz Eliksirów, było dobrze. Do stołu Gryfonów przysiadło się kilkoro dzieci, które były niewiele wyższe od stołów. Zestresowani pierwszoroczni siedzieli obok siebie i wybałuszonymi oczyma wpatrywali się na starszaków dookoła.
                Po śniadaniu Hermiona otrzymała plan lekcji. Nie chodziła na wróżbiarstwo, lecz wiedziała, że dzisiejszą pierwszą lekcję będzie miała ze Snapem, który nie mógłby sobie odmówić przyjemności gnębienia Trójcy Świętej Gryffindoru.
                Eliksiry minęły z odjętymi punktami, lecz nie było ich dużo – jedynie pięć. Ron nie potrafił powiedzieć, czym się dezynfekuje rany. Rudzielec wiedział, czym, lecz nie wiedział, jak się to nazywa, co według Severusa Snape’a było szczytem arogancji i niesubordynacji. Według nietoperka każdy powinien wiedzieć, iż był to pastarafinum exgokengum, czego nawet sama chodząca wikipedia Hogwartu nie wiedziała. Przez resztę lekcji, Mistrz Eliksirów był spokojny, co było bardzo niepokojące. Względnego spokoju obawiała się Hermiona, która wieczorem miała się stawić na szlabanie, który zarobiła, zanim dotarła na dobre do szkoły.
                Sam fakt, że Gryfonka dostała szlaban, był czymś dziwnym. Nigdy wcześniej nie została ukarana przez nauczycieli, wręcz przeciwnie – zwykle nauczyciele ją chwalili. A teraz co? Przez wszystkie lata w Hogwarcie pracowała na swój wizerunek wzorowej uczennicy, a tym jednym wybrykiem to zaprzepaściła.
 I teraz co, Hermiono? – mówiła sama do siebie w myślach – staczasz się. Jeszcze niedawno byłaś wzorcem, a teraz co? Za chwilę zamiast ocen Wybitnych, zaczniesz dostawać Powyżej Oczekiwań, a stąd już krótka droga do alkoholizmu i spadnięcia na poziom marginesu społecznego. To, że Ron sobie jakoś radzi, nie znaczy, że Ty się zachowasz na tym samym poziomie. Co mama powie? Jak tata zareaguje. Ja nie chcę wylądować w poprawczaku !! – na dobre zaczęła rozpaczać Gryfonka, siedząc w cichym zaułku korytarza, który dosyć niedawno odkryła.
                Fart, bądź niefart chciał, że tę skrytkę Hermony znała również Luna, która lubiła rozmawiać do ścian Hogwartu. Nie bez powodu nazywano Lunę mianem „PomyLuna”. Dziewczyna wyraźnie odstawała od przeciętnego ucznia Hogwartu. Blondynka miała swój własny świat i własne kredki, a ponadto wykazywała dziwne zapędy do prowadzenia monologów z przedmiotami. Jeszcze tydzień temu dziewczyna zakochała się w Piórze, które ją zdradziło z Kredką, która aktualnie jest w ciąży i urodzi małe Kredątka bądź Piórzyczki.
                Wracając – rozpaczanie Hermiony przerwała Luna, która przyszła wyżalić się cegiełce ze swoich rozterek życiowych, skutecznie przeszkadzając Gryfonce się skoncentrować nad faktem, iż się stacza.
- On mnie zdradził – łkała Lovegood – po prostu zostawił i zrobił dziecko innej. Ja chciałam poczekać. Nie lubię się śpieszyć, a on – krople łez wylatywały blondynce ciurkiem, która pociągnęła nosem. Dźwięk był na tyle głośny, iż rycerz, który aktualnie odpoczywał w swym obrazie, spadł z konia i wrzeszczał „Na moje ramki, jak tak można ?!”. Oczywiście postać mężczyzny miała na myśli to, jak można tak głośno wyć, lecz Luna tego nie wiedziała i odpowiedziała, a raczej wyszlochała.
- Jednak można mnie TAK rzucić. Dlaczego?! – Luna cały czas rozpaczała.
                Hermiona podniosła ostrożnie głowę i w ciszy zabrała swoją torbę, po czym ostrożnie, aby nie wybijać Luny z jej naturalnego rytmu rozpaczy, odeszła w stronę Wielkiej Sali, aby udać się na swą Ostatnią Wieczerzę.
***
                Tuż po posiłku dziewczyna udała się w stronę lochów Nietoperza. W skupieniu przemierzała kolejne schody w dół, notując, iż z każdym stopniem, temperatura się obniżała. Szybko jednak znalazła odpowiedź na pytanie, dlaczego tak było. Gryfonka zastosowała dosyć popularne skróty myślowe. Profesor Snape chodził niemal jak cień, bezszelestnie, a ponadto za nim zawsze się unosiła czarna peleryna, a machając swymi „skrzydłami” sprawiał wrażenie, że jest jak nietoperz. A – jak powszechnie wiadomo – nietoperze występują także jako wampiry, które z kolei lubują się w zimnych pomieszczeniach, ponieważ, w innych przypadkach, ich ciała by zgniły. Wampiryzm profesora Snape’a tłumaczyłby jego dziwne zachowanie i śnieżnobiały kolor skóry. Dziewczyna doszła do wniosku, iż musi się spytać Mistrza Eliksirów, czy przypadkiem nie jest owym dziwnym stworem.
                Po kilku minutach, Hermiona stała przed drzwiami prowadzącymi do sali, w której się odbywały zajęcia eliksirów. Ostrożnie chwyciła klamkę i powoli otworzyła ciężkie, dębowe drzwi, które uroczo zaskrzypiały. Przez ułamek sekundy Gryfonkę przebiegła myśl, dlaczego każde drzwi w Hogwarcie wydają z siebie nieprzyjemny dźwięk w najmniej spodziewanym momencie. Po momencie otworzyła szerzej wrota, po czym, upewniając się, iż nie ma profesora Snape’a nigdzie w pobliżu, raźnym krokiem ruszyła przed siebie, tuż do bram piekła. Nie zdążyła zapukać do drzwi, kiedy Mistrz Eliksirów otworzył jej drzwi, uśmiechając się ponuro.
W tym momencie Hermiona wiedziała, że nie będzie to przyjemny wieczór na herbatce u Severusa…
                Sama idea herbatki u profesora Snape’a była dosyć komicznym obrazem. Wyobraźmy sobie Nietoperza siedzącego przy okrytym śnieżnobiałym obrusem stoliku, który popija ze śnieżnobiałej filiżaneczki najprawdziwszą angielską herbatę z mlekiem, której zapach wypełnia każdy kąt pomieszczenia, w którym się znajduje.
                Hermiona Granger razem z nami wyobraziła sobie ten moment i wzdrygnęła się, czego nie omieszkał nie zauważyć jej towarzysz, który spojrzał się pytającym wzrokiem na uczennicę, której przemknęła myśl, iż może powiedzieć o swej „fantazji”, jednak się powstrzymała.
- Jest tu dosyć zimno, nie uważa pan? – spytała, czekając na reakcję Mistrza, który jedynie wzruszył ramionami i podszedł po jakiś eliksir, który zamierzał pytać. Hermiona kontynuując swój ciąg pytać, zebrała siły w sobie i wypowiedziała historyczne słowa – wiem, że jest pan wampirem. – Severus Snape, który akurat w tym momencie miał eliksir w ustach, zakrztusił się i opluł nim Gryfonkę, która wybałuszyła oczy i zaczęła krzyczeć na nauczyciela.
- Co pan sobie wyobraża?! Tę bluzkę dostałam od mamy na moje urodziny, a pan je tak po prostu opluł! Niech pan zahamuje swoje odruchy i przestanie na mnie pluć!
Severus jedynie zlustrował Gryfonkę wzrokiem.
- Ty zaczęłaś mnie oblewać, a ponadto… ja wampirem? Ha, ha, ha – zaśmiał się ostentacyjnie, po czym kontynuował – oddaj różdżkę. Podłoga w Sali Eliksirów wymaga wyszorowania. Trzeba umyć wszystkie kociołki, bo się zabrudziły, a ponadto zetrzeć kurze. Jutro Sala ma lśnić i się błyszczeć. Podobno mugolom sprzątanie idzie lepiej i szybciej niż czarodziejom.
                Mężczyzna obrócił się na pięcie i udał się do swego łoża, aby zaznać snu. A Hermiona… No cóż. Musiała sprzątać.
Jeszcze raz ten czarny kretyn wytknie mi, że jestem córką mugoli, to zabiorę go na spotkanie z szamponem! – mówiła w myślach Hermiona sama do siebie – co on sobie wyobraża?! Jaszczurka podła! Do tego muszę wyprać moją bluzeczkę, którą ten piździelec mi ubrudził. Ja mu pokażę, nietoperzowi jebanemu. To, że on pochodzi z rodziny magicznej… Zaraz, chwila! Muszę odwiedzić bibliotekę, ale zanim to zrobię…
                

***
Tym razem bardziej w terminie dodane :D 
Idę coś poczytać ;) 
Wesoła szósteczka się pisze :)